To najprawdopodobniej najtrudniejsze uzależnienie i nie ma lekarstwa w aptece na tą dolegliwość. Ludzie potrzebują siebie wzajemnie i to jest dobre i mądre. Stworzenie jednak związku, który można nazwać partnerskim, nie jest już tak proste i oczywiste. Aby tak mogło być, osoby tworzące związek muszą być dojrzałe i posiadać umiejętność dawania i brania ( w równym stopniu). Muszą także odczuwać siebie jako osoby odrębne i niezależne. To dziwnie brzmi, że aby być razem, trzeba umieć być osobno. Prawdą jednak jest, że aby kochać kogoś, najpierw spróbuj pokochać siebie. To nie są frazesy i bzdury, to najbardziej uniwersalna metoda na to , aby cieszyć się bliskością, szacunkiem, po prostu dobrym związkiem.
Kiedyś zawierano związki dużo wcześniej niż obecnie. Młodzi ludzie nie mieli czasu, aby docenić swoją indywidualność, sprawdzić swoje kompetencje, rozwinąć swój potencjał. Kobiety rodziły dzieci w wieku 20 lat i czasami w ogóle nie decydowały się na to, aby podjąć pracę i cały swój potencjał poświęcały rodzinie – dzieciom i mężowi. Obecnie kobiety dużo większa wagę poświęcają pracy i karierze, ale też nie mało jest kobiet, które tak jak niegdyś rodzą dzieci i pozostają na długie lata w domu. Jak wówczas łatwo uwierzyć w to, że sama sobie nie dam rady. Łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że jestem stabilna, ale wyłącznie wtedy gdy ON jest przy mnie. A co wówczas, gdy ten mój „wybawiciel” zaczyna pić nałogowo lub w inny sposób odsuwa się od rodziny i zaniedbuje dotychczasowe obowiązki. W takim wypadku, kobieta mająca doświadczenia jedynie matki i żony, bardzo rzadko podejmie decyzję o wyjściu z tego związku. Mało ma ona doświadczeń radzenia sobie, nie zdążyła dowiedzieć się o sobie tego, że potrafi żyć sama, że jest kompetentna, zaradna, że zna życie i jest w stanie mu podołać . Ma tylko doświadczenie jak być żoną i jak być matką.
Związki uzależniające to związki w których potrzeby partnerów są ważniejsze niż moje potrzeby. W wielu rodzinach modelowane jest to, aby poświęcać się. Szczególnie dysfunkcyjne rodziny uczą, aby przedkładać rodzinne potrzeby nad swoje potrzeby. Twoje potrzeby nie są ważne, potrzeby rodziny są ważne – brrrr, aż mnie wzdrygnęło. W tych rodzinach uczono bezradności, a nie radzenia sobie i samodzielności. Gdy dziecko rośnie w takiej rodzinie nie uczy się, że jest WAŻNE. Potem, gdy tworzy swój związek, nie będzie w nim osobą uwrażliwioną na swoje potrzeby i nie będzie ich świadomą. Osoba pozbawiona poczucia wartości pragnie zastąpić jego brak wartością kogoś innego. Jeżeli zwracamy się ku drugiej osobie z nadzieją, że wypełni ona ogarniającą nas pustkę, związek taki szybko stanie się centrum naszego życia . Z takiego związku czerpie się całą nadzieję i upatruje sens życia. Takie nastawienie powoduje bardzo silne uczucia, bo w tym układzie szczęście zależy od zewnętrznego czynnika jakim jest osoba partnera lub partnerki. Gdy on jest przy mnie to mam WSZYSTKO, gdy jego nie ma to TRACĘ WSZYSTKO. W tej sytuacji jakakolwiek myśl o rozłące, czy wycofaniu się powoduje ogromny strach i napięcie. Ale jeżeli partnerzy są tak ze sobą symbiotycznie złączeni to musi nastąpić przesilenie. Partner, który początkowo czuł się dobrze, jako ten którego potrzeby są całkowicie zaspokojone, zaczyna się dusić. On także zaczyna odczuwać wewnętrzną pustkę, bo o co on musi zabiegać , o co musi się starać – o nic! A skoro nie musi to staje się jak dziecko – roszczeniowy, rozkapryszony, egoistyczny. Alkohol, praca, romanse, jedzenie, hazard, seks – wszystko to ma na celu wypełnienie pustki ( faktu ,że nie ma o co walczyć i o kogo zabiegać). Status quo tego związku opiera się na tym , że ona jest skoncentrowana na nim (żeby jemu było dobrze), a on jest skoncentrowany na sobie ( żeby mnie było dobrze). No i oboje są nieszczęśliwi, a nie taki miał być finał i nie tak chcieli żyć.
Podsumowując, aby było nam dobrze warto dostrzec siebie i nauczyć się samodzielnie uszczęśliwiać. Jest tyle cudownych miejsc do zobaczenia i tyle wspaniałych rzeczy do nauczenia i każdą z tych rzeczy możesz zrobić sam lub z jakąś koleżanką lub przyjacielem. Jak to zabawnie i ciekawie móc coś samemu osiągnąć i jaka to satysfakcja. A jak fajnie się potem o tym opowiada swojemu partnerowi. To dopiero radość. A jak jest radośnie to łatwiej o dystans siebie i naszych problemów, a tych w związku nie brakuje.
To naprawdę dar móc się cieszyć dobrym i spokojnym związkiem, ale aby go mieć naucz się najpierw siebie kochać i siebie zadowalać.
Życzę Wam szczęścia, związków autonomicznych i tylko troszkę zależnych.